Poznajcie rodzinę Van Peteghemów, prawdziwych arystokratów, w których żyłach płynie błękitna krew. Jej członkowie są prawie bez wyjątku zdeprawowani, w większości zdegenerowani, nieustannie zblazowani, a niektórzy nawet garbią się i jąkają. A przy tym są obrzydliwie bogaci. Latem uwielbiają zaszywać się w swojej okazałej nadmorskiej rezydencji, spędzając czas na wspominaniu chwalebnej przeszłości, zachwycaniu się niewinnością rybaków, próżnowaniu i zaspokajaniu swoich dekadenckich zachcianek.
Jednak nawet Van Peteghemowie, którzy widzieli już prawie wszystko, nie są gotowi na to, co zdarzy się w okolicach ich letniej posiadłości. Z miejscowych plaż zaczynają znikać ludzie. W tajemniczych okolicznościach, w biały dzień, a do tego bez śladu. Rozwikłania zagadki podejmują się dwaj ekscentryczni inspektorzy policji, słynący z niekonwencjonalnych metod pracy i nieopisanej głupoty.
GŁOSY PRASY
Czy istnieje przykład bardziej ekstrawaganckiej kariery twórcy kina niż ta, którą zrobił Bruno Dumont? Kiedy dał się już poznać jako jeden z czołowych autorów kina radykalnego i skrajnie poważnego, robi zaskakujący zwrot w stronę postrzelonej komedii i posługuje się nią w sposób, jakby został do tego stworzony.
The Guardian
Gag goni gag, aktorzy grają w świadomie przeszarżowanym stylu, reżyser nieustannie odwołuje się do klasyki kina, z komediami Jacquesa Tati na czele. Ale w tej przewrotnej wiwisekcji francuskości kryje się również krytyka społeczna. Obraz nieświadomej własnej śmieszności arystokracji, jej arogancji, nieustannego budowania murów między klasami.
Krzysztof Kwiatkowski dla MFF T-Mobile Nowe Horyzonty
„Martwe wody” olśniewają ekstrawagancką galerią strojów i urokliwymi morskimi pejzażami, które przydają zarówno piaszczystym plażom, jak i bohaterom, aksamitnego blasku.
Variety
"Martwe wody" to smakowity miks makabreski i kiczu.
Rzeczpospolita
„Martwe wody” – filmowa makabreska z elementami kryminału, groteskowa, cała w oparach absurdu – budzi skojarzenia z filmami Monty’ego Pythona, Jacquesa Tati, slapstickowymi komediami z czasów kina niemego czy utworami, które wyszły spod pióra Witkacego lub Gombrowicza. Dumont miesza konwencje, starając się stworzyć obraz przerysowany do granic możliwości. Może zarówno drażnić, jak i przykuwać do ekranu. Zresztą chyba o to reżyserowi chodziło – zero półśrodków.
Entertheroom.pl
Powstała filmowa, pełna przenikliwego sarkazmu, opowiedziana z poczuciem humoru i wyczuciem smaku satyra na francuskie społeczeństwo. Ta przerysowana, całkowicie świadomie, historia demaskuje panujące nad Loarą konwenanse.
Onet.pl
Nowy film Bruna Dumonta jest aktorską bombonierką, która zaskakuje na każdym kroku. Dawno nie było na dużym ekranie tak iskrzącej się absurdalnym humorem anarchistycznej slapstickowej komedii. Fascynujący, dziwny i zabawny film, co ciekawe, nakręcony przez reżysera słynącego z kina poważnego i ponurego.
Wirtualna Polska